poniedziałek, 5 grudnia 2016

Wyprowadzka do Irlandii

Przyleciałam do miasta, w którym nie znałam nikogo, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Z 23-kilogramową walizką wdrapywałam się po pagórkach, w deszczu, poszukując mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Na kompletnym bezdechu dotarłam - okazało się, że przez następne tygodnie będę mieszkała z dziesiątką dziewiętnastoletnich Włochów i jednym Holendrem. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek w życiu przyjdzie mi mieszkać z Włochami..





Zmęczona po długim locie, głodna i zmarznięta zapukałam do pokoju obok. Otworzyła mi Włoszka w bieliźnie, z którą już po chwili poszłam na zakupy.

Jak zwykle zaczęłam też zaczepiać ludzi przez Internet. To pewną Francuzkę na Fejsbuku, to Irlandczyka przez Tindera.. Poznałam znajomych ich znajomych i idąc ulicą, po trzech tygodniach mieszkania tutaj, spotykam znane mi osoby.

Większym wyzwaniem okazało się szukanie mieszkania. Chodziłam na kastingi jak głupia i za każdym razem mi odmawiano. Zaczęłam myśleć, że jest ze mną coś nie tak, skoro nikt ze mną nie chce mieszkać. Pewnego razu pominęłam fakt, że jestem Polką - dostałam pokój. Zbieg okoliczności?

Miasto jest cudowne. Podobno Cork ma 27 mostów, ale jeszcze nie miałam okazji sama ich policzyć. Pełno tu przytulnych pubów z kominkami, małych uliczek i muzyków, a wyjeżdżając kilka kilometrów poza miasto są klify i Morze Celtyckie.

Tutaj nikt się nie spieszy. Autobusy zawsze mają opóźnienie, a ludzie ciągle próbują cię zagadać. Co druga osoba chce nawiązać kontakt wzrokowy. Mężczyźni otwierają kobietom drzwi i nie ma tu tej sztucznej uprzejmości. Irlandki mają na sobie tyle mejkapu, że znowu czuję się jak modelka Victorias Secret.

Z początku było mi ciężko pogodzić się z panującym tutaj chaosem. Trzy lata w kraju Ordnung muss sein sprawiły, że się do pewnych rzeczy przyzwyczaiłam, ale szczerze mówiąc czuję, że jest mi potrzebny ten chaos pomieszany z Guinnessem i ciepłym deszczem.

Zaczęłam nawet pić whisky! Hot Toddy będzie moją trucizną we te zimowe wieczory.

Aktualnie zbieram historie, które może kiedyś opiszę na blogu, i poznaję inspirujących ludzi.

I taka historyjka, trochę z dupy, na koniec:

W czerwcu zadzwoniła do mnie firma farmakologiczna z Cork, z ofertą pracy. Oblukałam na Google co to jest za miasto i stwierdziłam, że jest brzydkie, że Cork brzmi prawie jak cock (czyt. penis), że tam na pewno ciągle pada, bo to miasto jest na południu Irlandii i omówiłam im. Jednak los najwyraźniej bardzo chciał żebym tu przyjechała, ciekawe co tutaj na mnie czeka.  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...